Bylejakość w morzu pereł

Wielka księga opowieści o czarodziejach. Tom II - Mike Resnick, Ursula K. Le Guin, Tim Lebbon, Esther M. Friesner, Darrell Schweitzer, Louise Cooper, Ralph Adams Cram, Arthur Christopher Benson, Lawrence Schimel, David Sandner, James Bibby, Peter Crowther

Jak zapewne pamiętacie recenzja pierwszego tomu "Wielkiej Księgi Opowieści o Czarodziejach" w opracowaniu Mike'a Ashleya nosiła tytuł "Perły w morzu bylejakości". Jak łatwo wywnioskować z tytułu recenzji drugiej części - role się odwracają. Tym razem mamy morze pereł, z kolei bylejakość to pojedyncze wysepki.

 

Ale zacznijmy od początku. Zbiór otwiera "Życie czarownika" Darrella Schweitzera. Muszę przyznać, że to otwarcie jest akurat średnie. Autor opowiada historię młodego Sekenre, który jest synem czarodzieja i pewnego dnia musi wyruszyć w poszukiwaniu porwanej przez żądnego władzy ojca siostry. Należy pochwalić autora głównie za świat, który jest dobrze przemyślany zwłaszcza pod względem religii i wierzeń. Mamy więc największego boga Surat-Kemada, który patronuje rzece. Rzeka odgrywa bardzo ważną role w życiu każdego człowieka i jest symbolem drogi życia. Schweitzer ma też bardzo fajny styl pisarski, któremu naprawdę trudno cokolwiek zarzucić. Jednak czasami zdaje się gubić we własnej opowieści. Nie dzieje się to nagminnie, ale dostrzegłem parę momentów, w których wykonywał jakieś niezrozumiałe zabiegi fabularne, co niby popychają akcję do przodu, ale robią to w sposób dość toporny. Ogólnie jest to opowiadanie dobre, ale niekiedy trochę przekombinowane.

 

Kolejny jest utwór dziewiętnastowiecznego pisarza Ralpha Adamsa Crama pt. "Rue M. le Prince, nr 252." Tytuł to w rzeczywistości adres pewnego domostwa w Paryżu, które niegdyś należało do kobiety parającej się ponoć magią, a jednocześnie ciotki pewnego mężczyzny, któremu ta po śmierci dom przepisała. Głównym bohaterem jest tutaj przyjaciel dziedzica, który wraz z nim oraz dwoma innymi śmiałkami postanawia spędzić noc w nawiedzonym ponoć budynku. Fabuła nie jest skomplikowana, a samo opowiadanie łba nie urywa, mimo to polecam je ze względu na, może nie fantastyczną, ale jednak nadającą odpowiedniego klimatu narracje, którą Cram prowadzi świetnie.

 

Ursula K. le Guin to bardzo poważana autorka, a jej cykl "Ziemiomorze" jest uważany za klasykę. Mimo to zamieszczone w tej antologii "Kości ziemi" były moim pierwszym kontaktem z tą pisarką. I muszę przyznać, że całkiem udanym. Mamy tu historię czarodzieja Dulse, który z pomocą swego ucznia musi powstrzymać trzęsienie ziemi. To, co główny bohater w ostateczności musi zrobić, jest po prostu powalające i zrobiło na mnie naprawdę sporę wrażenie. Le Guin ma bardzo fajny styl - potrafi z taką samą powagą i fascynacją pisać o zmianie podłogi w domu Dulse, jak i o skomplikowanych czarach i pradawnej magii. I właśnie to jest w "Kościach ziemi" najlepsze: styl, który wydaje się równie przejrzysty co wzniosły i refleksyjny.

 

"Zamknięte okno" A.C. Bensona to historią wieży, u której stóp mieszka dwóch szlachciców, a na której szczycie znajduje się tajemnicze, zabite dechami okno, kryjące mroczną tajemnicę. Jest to kolejne po "Rue M. le Prince, nr 252" opowiadanie z końca dziewiętnastego wieku i napisane nieznacznie gorzej. Nie mamy tu już do czynienia z tą horrorową narracją, chociaż treść utworu wskazywałaby wyraźnie na jej obecność. Mimo to tekst jest poprawny, aczkolwiek w żaden sposób wyjątkowy.

 

"Obdarcie z iluzji" to jedna z największych pereł w antologii. Autorzy - Lawrence Schimel oraz Mike Resnick - odmalowują tutaj obraz świata, gdzie każdy od najmłodszych lat uczy się czarować. Wobec tego wszyscy korzystają ze sztuki iluzji i nawet najbiedniejsze dzielnice miast są wypełnione istnymi pałacami. Pewnego dnia magia przestaje działać. Opowiadanie jest krótkie, ale to co pisarze w nim robią, jest nie do opisania. Każdy fan fantastyki powinien przeczytać "Obdarcie z iluzji." Wcale nie żartuję! Jest  po prostu genialne.

 

Esther M. Friesner jest autorką jednego z najlepszych opowiadań w zbiorze, zatytułowanego "W królestwie smoków". To, co pisarka robi w tym tekście, jest po prostu niesamowite. Mamy tu historie nastoletniego chłopaka, który jedzie do Nowego Jorku, by odkryć tajemnice morderstwa swego wuja. Wuj ten, któremu było na imię Graham, to postać bardzo zagadkowa. Pewnego dnia podarował chłopcu książkę z ilustracjami oraz figurkę smoka. Przedmioty te okazują się zaczarowane i sprawiają, iż nasza rzeczywistość przenika się ze światem smoków w iście magiczny sposób. Friesner czyni przed naszymi oczami coś niezwykłego. Nie można powiedzieć, że wymalowuje w wyobraźni czytelnika obrazu. Ona go tam wyczarowuje, używając chyba najpiękniejszych zaklęć, jakich człowiek może się nauczyć. Tekst ten jest po prostu piękny.

 

"Wieczność" to tytuł kolejnego opowiadania autorstwa Tima Lebbona. Główny bohater to Nox - jeden z członków armii która na czele dwójki magów próbowała przejąć kontrolę nad wyspą Noreelą. W ostateczności wojnę przegrali, a za karę całe wojsko zostało wysłane na mroźną, położoną na dalekiej północy wyspę Dana'Man i zmuszone do egzystencji w trudnych warunkach. Nox jest pierwszym, który postanawia uciec spod rządów magów, dostać się na Noreelę i wieść tam spokoje życie. Ma sprytny plan, ale czy mu się uda? Przekonajcie się sami.

To, co Lebbon robi świetnie, to budowanie narracją atmosfery stałego osaczenie, dawanie czytelnikom poczucia, że cała inicjatywa Noxa jest tak naprawdę skazana na porażkę i że z Dana'Man nie ma ucieczki. Ten fantastyczny styl czyni z "Wieczności" osadzony w klimatach fantasy thriller. Tekst zdecydowanie należy do dobrych, a nawet bardzo dobrych i podejrzewam, że przypadnie do gustu nie tylko fanom fantastyki.

Ciekawym aspektem tego opowiadania jest strona techniczna. Mianowicie tłumacz stwierdził, iż imię "Nox" w dopełniaczu powinno się pisać "Noksa" - z "ks" zamiast "x". To jeszcze mogłem wybaczyć, ale prawdziwy szok przeżyłem przy innym imieniu - "Jaxx". Tłumacz stwierdza,  że w odmienionej formie zapisuje się je "Jaxksa"! Nie wiem jak to się ma do poprawnej polszczyzny, ale na moje oko nie wygląda zbyt dobrze.

 

Młodszą siostrę głównej bohaterki - nastolatki - męczą dziwne sny. Do tego dochodzi dziwne zachowanie babci obu dziewczynek oraz wojny miejscowych gangów, które tak naprawdę stoją po dwóch stronach magicznego konfliktu. Tak rysuje się fabuła następnego tekstu pt. "Czarodziej Popiołów i Deszczu" Davida Sandnera. Jest to opowiadanie z dosyć ciekawym pomysłem zarówno na ogólną oprawę obyczajową jak i poszczególne postacie (zwłaszcza tytułowy Czarodziej oraz Pani G zrobili na mnie wrażenie), ale niestety z dosyć kulawą, rwącą się fabuła, w której autor wydaje się gubić. Niektóre zabiegi sprawiają, że przed czytelnikiem rodzi się więcej pytań niż odpowiedzi. Mogło być lepiej, panie Sandner.

 

Fabuła "Ostatniej wiedźmy" Jamesa Bibby'ego rysuje się dość prosto. Mamy tu dziesięcioletnia dziewczynkę, która posiada dziwne moce i nie potrafi nad nimi zapanować, co zmusza jej rodzinę do ciągłych przeprowadzek. Na trop niezwykłych zjawisk w pewnym momencie trafiają dziennikarze i, oczywiście, nie można dopuścić, by cokolwiek odkryli, bo wtedy pewnie zamkną biedną dziewczynkę w cyrku i będą pokazywać jej sztuczki za pieniądze. Brzmi błaho, prawda? W rzeczywistości wcale takie nie jest! Bibby bierze bowiem tą tradycyjną konwencję, miesza w niej trochę i w ostateczności daje nam zakończenie od którego głowa czytelnika eksploduje, a niektóre z jej kawałki na skutek zakrzywienia czasoprzestrzeni spowodowanego siłą wybuchu, trafiają do czasów wielkich gadów i śmiertelnie ranią w głowę ostatnią samiczkę tyranozaura, kończąc egzystencje tego zacnego gatunku na trzeciej planecie od Słońca. Wcale nie żartuje. To co robi autor w ostatnim akapicie, jest po prostu niebywałe!

 

Kolejne opowiadanie - "Ostatnie rytuały" Louise Cooper - to tekst-pułapka. Jest on bowiem w rzeczywistości fragmentem powieści, co stanowi jego największą wadę i zaletę. 

Konkretny powód moich mąk przy tym tekście to urwany wątek Benetana Lissa. Wiemy, ze dowodzony przez niego oddział walczył z czymś wielkim i groźnym, związanym z burzą spaczenia, ale co to konkretnie było - nie jest nam dane wiedzieć. Jednocześnie gdyby nie zamieszczono tego fragmentu, to mielibyśmy mały kłopot z rozeznaniem co dzieje się potem, ale przede wszystkim nie dostalibyśmy chyba jednego z najlepszych opisów szarży rycerzy konnych, jaki kiedykolwiek czytałem. Po wypiciu specjalnego specyfiku, cała drużyna Benetana traci samoświadomość i staje się żądnymi krwi potworami zdolnymi tylko do przemocy. Cooper naprawdę świetnie opisuje, co żołnierze wtedy robią i to stanowi największą zaletę tego opowiadania.

Drugi wątek, dotyczący pogrzebu największego maga i wyznaczenia jego następcy też jest napisany dobrze, ale już nie tak jak szarża drużyny Benetana. Krótko mówiąc Ashley miał zapewne duży problem z opublikowaniem tego tekstu. Gdyby umieścił tam tylko wątek pogrzebu nie otrzymalibyśmy opisu ataku dzielnych żołnierzy, a gdyby był tam tylko fragment dotyczący Benetana, opowiadanie wydawałoby się niedokończone. W ostateczności redaktor zdecydował się na oba wątki i zdecydowanie wyszło to tekstowi na dobre.

 

Finałowym tekstem jest "Niekończąca się waśń" Petera Crowthera. Mamy tu historię faceta, któremu psuje się samochód na prerii i w związku z tym trafia do małego miasteczka Madrigal. Jak się okazuje nie jest to zwykła miejscowość. Po niedługim czasie pojawia się pociąg niszczący wszystko na swojej drodze, do którego główny bohater wskakuje, a tam poznaje niesamowitego maszynistę, który utrzymuje równowagę we Wszechświecie. W jaki sposób? Tego wam nie zdradzę.

Tekst Crowthera wydawał mi się na początku przekombinowany, ale potem wszystko stało się jakby jaśniejsze i po lekturze mogłem stwierdzić, że jest to jedno z lepszych opowiadań antologii. Nie dajcie się zwieść pierwszemu wrażeniu. "Niekończąca się waśń" jest naprawdę cudownym, bardzo metaforycznym opowiadaniem.

Jedynie co mnie gryzie to kwestia Madrigal oraz staruszka, który odbudowuje miasteczko po każdym przejeździe pociągu. Nie wie, czego ten koleś jest symbolem i nie potrafię tego problemu rozgryźć. No cóż, trudno.

 

Od strony technicznej wydanie jest ładne. Okładka lepsza od poprzedniego tomu. Na początku każdego tekstu dodające klimatu ilustracje Daniela Grzeszkiewicza oraz krótkie notki Ashleya przybliżające nam danego autora. Szkoda tylko że wstęp do antologii jest jeden, a umieścili go zarówno w pierwszym jak i drugim tomie.

 

Podsumowując: weźmy teksty które można nazwać "perłami":

"Kości ziemi"

"Obdarcie z iluzji"

"W królestwie smoków"

"Wieczność"

"Ostatnia wiedźma"

"Ostatnie rytuały"

"Niekończąca się waśń" 

 W sumie siedem. Wszystkich tekstów jest jedenaście. Suma sumarum: "Wielka Księga Opowieści o Czarodziejach. Tom 2" to zdecydowanie parę opowiadań byle jakich i większość perełek. Bylejakość w morzu pereł.